Kansaju część pierwsza

Tydzień wakacyjny zakończony, tydzień postwakacyjny prawie też. Ten drugi charakteryzował się nadganianiem zaległej roboty (swoją drogą, to czy tak powinny działać wakacje?), a po zwleczeniu się do domu (zazwyczaj po północy) jeszcze trzeba było obrobić zdjęcia. Także wrzucę kilka, żeby nie było, że robota na marne.

Wojaże zaczęliśmy od Osaki (大阪, Осака), której podstawową zaletą jest supertanie połączenie lotnicze z naszym Sendai. Miasto to oferuje mnóstwo atrakcji dla każdego – najważniejsze jest jedzenie, z miłości do którego Osakańczycy słyną w Japonii, i od którego zacznę. Najbardziej znanymi lokalnymi specjałami są okonomiyaki, które Japończycy nazywają czasem japońską pizzą, ale chyba bardziej pod względem filozofii, niż smaku. Raczej to coś na kształt mieszanki kapusty i co-tam-sobie-zażyczysz z ciastem naleśnikowym, podane ze specjalnym sosem i majonezem. Podstawowym ficzerem prawdziwej osackiej okonomiyakarni są stoły z gorącym blatem. Kucharz podsmaża jedzenie, podaje na gorący blat i można jeść.DSC_8808Wylądem może internetu nie urywa, ale jedliśmy je twardo gdzie tylko się dało, bo były naprawdę smaczne. Lokalna sztuka jedzenia wymaga odcięcia pożądanego kawałka metalową łopatką i – bez użycia pałeczek – załadowania do gęby.

Generalnie osackie punkty gastronomiczne dzielą się na dwie kategorie – takie, do których jest długa kolejka i takie, do której nie ma żadnej. I oczywiście pierwszego wyboru miejscem jest to okupowane przez wygłodniałą tłuszczę. Najdłuższe kolejki zaobserwowaliśmy w Shinsekai, dzielnicy, której nazwa oznacza po japońsku Nowy Świat, ale że właściwie powstała z grubsza sto lat temu, to pierwsza część nazwy nieco się zdezaktualizowała. Cechami charakterystycznymi tej okolicy jest stosunkowo wysoki poziom przestępczości, odrobinę wyróżniająca się żulastość oraz liczne bary. Najbardziej mnie zafascynował bar, w którym pokaźna grupa wyluzowanych starszych panów grała w go oraz shogi i paliła papierosy. Na zewnątrz kibicowali biernie miejscowi.
DSC_8810 DSC_8811

Osaka była też rajem dla obczajaczy samochodów. Nie znalazłem co prawda złotego Veyrona, jak podczas zeszłorocznego pobytu w Tokio, ale i tak było spoko.DSC_8816 DSC_8828 DSC_9253DSC_8962

No właśnie – widoczny na ostatnim zdjęciu DeLorean DMC-12 nie jest typowym elementem miejskiego krajobrazu Japonii, ale niezbędnym rekwizytem w kolejnej osackiej atrakcji: Universal Studios Japan. Ten park rozywki, niewiele mniej popularny od tokijskiego Disneylandu, to centrum pielgrzymek Japończyków w każdym wieku. Jak było? Jutro.

1 thoughts on “Kansaju część pierwsza

  1. Pingback: W kwestii przylotu do Japonii uwag kilka. | Katahira 2-1-1

Dodaj komentarz